
Już na początku marca było wiadomo, że nadchodzi. Przebiśniegi nie musiały się przebijać, po prostu wyrosły. Po nich krokusy i żonkile.


A we wtorek przyszło lato. 17 marca. Z Niną Kinert w słuchawkach, pędząc na zajęcia z objektu, dłuższą drogą przez park,
żeby zobaczyć. Pewnie jest tylko na chwilę, zaraz ucieknie,
więc chcę łapać.

Tego dnia przeszczęśliwa z powodu słońca, leżenia na dachu i lodów gruszkowych.
Bo zajęć z objektu nie było, przecież zbyt ładnie. Wszystkie kochane, bilższe i dalsze osoby wylęgły na szkolny dach - łącznik, zaraz obok naszego B21, gdzie każdy z nas ma swoje miejsce i biurko.
Słońce błyszczy na twarzach, oczy mrużą od uśmiechu i słońca.
Ijsjes to lody. Gruszkowy smak cieknie po brodzie. Szkicuję na ilustrację słoneczne obrazki i czuję się czerwcowo, gdy coś się kończy i jest tęsknota, ale słońce nie pozwala na smutek.
Wyciągam rękę i otwieram serce, rysuję, żeby zatrzymać.
