_
Już na początku marca było wiadomo, że nadchodzi. Przebiśniegi nie musiały się przebijać, po prostu wyrosły. Po nich krokusy i żonkile.
A we wtorek przyszło lato. 17 marca. Z Niną Kinert w słuchawkach, pędząc na zajęcia z objektu, dłuższą drogą przez park,
żeby zobaczyć. Pewnie jest tylko na chwilę, zaraz ucieknie,
więc chcę łapać.
Tego dnia przeszczęśliwa z powodu słońca, leżenia na dachu i lodów gruszkowych.
Bo zajęć z objektu nie było, przecież zbyt ładnie. Wszystkie kochane, bilższe i dalsze osoby wylęgły na szkolny dach - łącznik, zaraz obok naszego B21, gdzie każdy z nas ma swoje miejsce i biurko.
Słońce błyszczy na twarzach, oczy mrużą od uśmiechu i słońca.
Ijsjes to lody. Gruszkowy smak cieknie po brodzie. Szkicuję na ilustrację słoneczne obrazki i czuję się czerwcowo, gdy coś się kończy i jest tęsknota, ale słońce nie pozwala na smutek.
Wyciągam rękę i otwieram serce, rysuję, żeby zatrzymać.
Saturday, 28 March 2009
Friday, 20 March 2009
Droga do Delfzijl (rowerem nad morze)
_
_
W piątek pojechałyśmy nad morze. Droga okazała się celem sa-
mym w sobie, bo seaside w małym przemysłowym miasteczku jest zupełnie nieatrakcyjny.
_
_
Gazelę trzeba było uśpić bo już bardzo chora, więc mam nowy rower. Zielony. Dostał krokusa, był bardzo dzielny. Zrobiłyśmy 60 km.
_
_
Ola ma oczka jak pamperki, które rysuje w Fotoszopie.
_
Płasko i świetliście.
Zaczęła się wiosna.
_
W piątek pojechałyśmy nad morze. Droga okazała się celem sa-
mym w sobie, bo seaside w małym przemysłowym miasteczku jest zupełnie nieatrakcyjny.
_
_
Gazelę trzeba było uśpić bo już bardzo chora, więc mam nowy rower. Zielony. Dostał krokusa, był bardzo dzielny. Zrobiłyśmy 60 km.
_
_
Ola ma oczka jak pamperki, które rysuje w Fotoszopie.
_
Płasko i świetliście.
Zaczęła się wiosna.
Monday, 9 March 2009
(Groningen)
_
_
Kot znowu mi ucieka.
(por. IMG_7429.jpg rysunek listopadowy)
_
_
A przecież jest taki śliczny, mógłby być mój. Patrzy na mnie tymi swoimi jasnymi oczyma. Najpierw czaruje a zaraz potem się cofa
i już jest daleko.
Trochę bezlitosne, prawda? Een beetje wreed, toch?
Ale znamy to przecież dobrze i zniesiemy wiele.
_
_
Acha i na kici kici holenderskie koty nie reagują. Trzeba zrobić ichniejszy dźwięk.
_
_
_
_
Luty w Groningen był szary i bardzo samotny.
_
_
_
Kot znowu mi ucieka.
(por. IMG_7429.jpg rysunek listopadowy)
_
_
A przecież jest taki śliczny, mógłby być mój. Patrzy na mnie tymi swoimi jasnymi oczyma. Najpierw czaruje a zaraz potem się cofa
i już jest daleko.
Trochę bezlitosne, prawda? Een beetje wreed, toch?
Ale znamy to przecież dobrze i zniesiemy wiele.
_
_
Acha i na kici kici holenderskie koty nie reagują. Trzeba zrobić ichniejszy dźwięk.
_
_
_
_
Luty w Groningen był szary i bardzo samotny.
_
_
Sunday, 8 March 2009
Portugalia IX
_
_
poniedziałek
po 14:00
Więc jest wszystko, czego szukałam. Słońce rozgrzewa skórę na policzkach, miasto jest piękne. Błąkam się po Al Famie. Mogę zjeść pełny obiad za 6 euro. I wiem, że wrócę wieczorem do Ewy.
Jednak czuję się jak przybysz, nie znając języka; nie lubię być turystą. Ale jestem.
Znów kropi; słońce i tak zaraz wróci. Gdzieś słychać radio, głośno spiewają ptaki, pachnie czystością, wywieszone pranie. Pani w oknie nad moją głową coś szepcze do kogoś w głębi domu.
_
_
_
_
poniedziałek
później po południu
Cały ten bajzel tutaj jest dość romantyczny. Czuję się swojsko, trochę jak w Polsce, jak w Europie wschodniej. Wszystko się sypie
i wali, mnóstwo niedoróbek, nic nie jest idealne. Obok starej willi stoi wieżowiec, obok ogrodu z pomarańczami pnie się sterta starych gratów. Zieleń jest tu taka piękna. Palmy - połowa liści przywiędła - taka uroda. Dom Ewy w takim samym stylu. Uroczy.
W Holandii wszystkie cegły są policzone, wszystko jest od linijki. Nawet ziemia jest wypoziomowana jak wylewka z betonu.
Piękno nie w tym co idealne, minimalne, czyste, ale w tym co żywe, autentyczne, z własną opowieścią.
_
_
_
_
_
poniedziałek
po 14:00
Więc jest wszystko, czego szukałam. Słońce rozgrzewa skórę na policzkach, miasto jest piękne. Błąkam się po Al Famie. Mogę zjeść pełny obiad za 6 euro. I wiem, że wrócę wieczorem do Ewy.
Jednak czuję się jak przybysz, nie znając języka; nie lubię być turystą. Ale jestem.
Znów kropi; słońce i tak zaraz wróci. Gdzieś słychać radio, głośno spiewają ptaki, pachnie czystością, wywieszone pranie. Pani w oknie nad moją głową coś szepcze do kogoś w głębi domu.
_
_
_
_
poniedziałek
później po południu
Cały ten bajzel tutaj jest dość romantyczny. Czuję się swojsko, trochę jak w Polsce, jak w Europie wschodniej. Wszystko się sypie
i wali, mnóstwo niedoróbek, nic nie jest idealne. Obok starej willi stoi wieżowiec, obok ogrodu z pomarańczami pnie się sterta starych gratów. Zieleń jest tu taka piękna. Palmy - połowa liści przywiędła - taka uroda. Dom Ewy w takim samym stylu. Uroczy.
W Holandii wszystkie cegły są policzone, wszystko jest od linijki. Nawet ziemia jest wypoziomowana jak wylewka z betonu.
Piękno nie w tym co idealne, minimalne, czyste, ale w tym co żywe, autentyczne, z własną opowieścią.
_
_
_
_
Wednesday, 4 March 2009
Portugalia VIII (Azulejos vs. delfts blauw (Nederlandse tegels))
Monday, 2 March 2009
Portugalia VII (Ewek)
_
_
_
_
Ewek.
Tak samo pachnie, nosi te same kolory.
Tylko drzewa nad głową ma inne.
Prawie rok temu była wiosna w Taize i Ewa była cicha. Od spania na mostku się pochorowałaś, miałam wyrzuty sumienia. Dobrze było usiąść obok Ciebie na modlitwie i obserwować tą Twoją ciszę.
A teraz kolejny marzec i pewnie robi się u Ciebie już ciepło.
W Portugalii. Tańcz Eweku.
_
_
_
_
U Eweka w domu poranki są świetliste. Prysznic w krzakach marichuany i śniadanie na obrusie w kratkę. Dyskretnie towarzyszył mi nietowarzyski kot.
_
_
_
_
Ewek.
Tak samo pachnie, nosi te same kolory.
Tylko drzewa nad głową ma inne.
Prawie rok temu była wiosna w Taize i Ewa była cicha. Od spania na mostku się pochorowałaś, miałam wyrzuty sumienia. Dobrze było usiąść obok Ciebie na modlitwie i obserwować tą Twoją ciszę.
A teraz kolejny marzec i pewnie robi się u Ciebie już ciepło.
W Portugalii. Tańcz Eweku.
_
_
_
_
U Eweka w domu poranki są świetliste. Prysznic w krzakach marichuany i śniadanie na obrusie w kratkę. Dyskretnie towarzyszył mi nietowarzyski kot.
_
Portugalia VI (Prinzipezinho)
_
_
niedziela 11:30
W autobusie do Lizbony.
Cała przesiąknięta jestem tęsknotą. Tak trudno jest żegnać dopiero co kiełkujące przywiązanie i ogromną wdzięczność. Po prostu się pożegnać i wsiąść do kolejnego środka transportu, przemieścić się dalej w swojej podróży. Zostawić i iść. Kochane, szczere twarze wciąż migają mi przed oczami. Z całym tym bólem wyrywającego się ciału serca czuję się tak bardzo człowiekiem.
Principezinho, któego zrobiła dla mnie Fatima, będzie podróżował odtąd ze mną. A w torbie jeszcze do kompletu piasek z Sachary od Samuela. Dla Małego Księcia.
_
_
niedziela 11:30
W autobusie do Lizbony.
Cała przesiąknięta jestem tęsknotą. Tak trudno jest żegnać dopiero co kiełkujące przywiązanie i ogromną wdzięczność. Po prostu się pożegnać i wsiąść do kolejnego środka transportu, przemieścić się dalej w swojej podróży. Zostawić i iść. Kochane, szczere twarze wciąż migają mi przed oczami. Z całym tym bólem wyrywającego się ciału serca czuję się tak bardzo człowiekiem.
Principezinho, któego zrobiła dla mnie Fatima, będzie podróżował odtąd ze mną. A w torbie jeszcze do kompletu piasek z Sachary od Samuela. Dla Małego Księcia.
_
Subscribe to:
Posts (Atom)