_
Szukam mieszkania w Amsterdamie. Śpię u Anny i Romana, Rosjan. Roman mówi po Polsku, ja mówię do niego po polsku w zwolnionym tempie. Mówi się wtedy bardzo dziwnie, nie rozpoznając własnego głosu; trochę jak maszyna, pozostało ci-dwa-złote-osiem-groszy.
Ania pakuje się na wyprawę po Azji. "Chcemy uprzedzic ze Ania bedzie sie sbierala do swej dlugiej aziackiej podrozy w ktora wyjezdza 3go wrzesnia i ona bedzie caly cias biegac po pokoju rzucajac rzeczy do plecaka i powrotnie.", pisze do mnie wcześniej Roman. Potem Ania osiądzie w Australii, bo tam jest inaczej niż tu
i jest "more outdoor culture". Roman dojedzie za kilka miesięcy.
To miasto zabiera mi poczucie bezpieczeństwa, pewność siebie
i swobodę; pewne odprężenie, które, wydawało się, otrzymałam
już na stałe.
Czy można zrezygnować całkowicie z tak przecież ludzkiego pragnienia akceptacji? Co wtedy zostaje, jeżeli nie szukam w oczach napotykanych ludzi aprobaty, życzliwości ani uśmiechu?
Co wchodzi na to miejsce?
_
Thursday, 3 September 2009
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment