_
W nocy z kanałów wychodzą potwory. Chciały gonić mój rower.
Gdy przejechał obok samochód, udawały, że grzecznie skubią trawę. Gęsi w środku miasta. Co za wsiowy region.
_
_
_
Mam bardzo holenderską klatkę schodową. Ciemna, wąska na szerokość schodów, na każdym stopniu sterta poczty, która wpada przez szparę w drzwiach. I trochę rowerowych gratów pierwszej potrzeby: dwie stare pompki, szczątki lockerów.
_
_
Po drugiej stronie drzwi śpi Gazela ze swoją nową miłością, która wydaje się być nigdy nie spuszczana z łańcucha - wiecznie czeka na nas przy swojej latarni.
_
_
Sunday, 25 January 2009
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
Hehe...coś wiem na ten temat...W Leuven rządziły kaczki...:)Były wszędzie, pod supermarketem, akademikiem, pilnowały rowerów, spały pod samochodami...;P A jak nowe mieszkanko?
ReplyDeletematko te kaczki jak z horroru.
ReplyDeletealbo jak alieni w twinsenie.
a ty tak strzelasz fotki z zimną krwią! mogłaś nakręcić film, byłby blair goose project!
kaczki=gęsi, that's obvious!
ReplyDeletethat's obvious wheelie-bin! :P
ReplyDeleteKasiu dobrze. Coraz lepiej i coraz mniej w poczuciu samotności. Bo ta zmiana lokum tak trochę z ekstremum w ekstremum. Z wyjątkowo społecznego domku, gdzie dzieliłam przestrzeń z 3 chłopakami z różnych krajów, a moja prywatność ograniczała się do 200X90 cm łóżka (górne) i 110x150 podłogi z papierami i pudłami, przeniosłam się w ciszę i samotność. Mam swój pokój w typowo holenderskim domu, z komunikacją opartą na schodach i przemieszczaniu się w pionie. Tym razem trzech Holendrów, w trzech pokojach. Prawie ich nie widuję, są tu bardzo rzadko. Częściej spotykam myszkę z kuchni niż współlokatorów. Nie ma common space, drzwi się zamyka bo zimno i myszka.
ReplyDeleteWolałabym złoty środek, ale jest dobrze.
gdy mieszkałam w Amsterdamie, codziennie pedałowałam do pracy rowerową trasą, można powiedzieć wyjazdową z miasta, prowadzącą miedzy ogródkami działkowymi.
ReplyDeleterowerzystów było na niej sporo, choć jak na holenderskie warunki nie było tłocznie. gęsi tłoczyły się po obu stronach ścieżki, między trawą a kanałem. skupiały się po jednej stronie, jak piesi na pasach i oczekiwały wolnej chwili, wolnego miejsca na ścieżce miedzy rowerzystami. czasem trzeba było przystanąć, bo wtargnęły lekko zniecierpliwione:)
zawsze się tam spieszyłam, ale uwielbiałam ustępować im drogę.
wieczorami podrzucałam chleb (np. ten nadgryziony przez mysz:). gdy tylko przystanęłam rowerem, wybiegały w moją stronę jak dzikie:) gdy przystanęłam by zrobić zdjęcie... też:)