Sunday 12 April 2009

A'dam marcowy II

_


Amsterdam był uroczo słoneczny. I jakiś taki domowy, z Olą
i dwójką Rosjan, którzy nas przyjęli, Anna piekła serowe ciasta, Roman gotował ryż z tofu i mówił z nami po polsku.
Anna o uralskiej urodzie jest z Komi. Roman z Petersburga.
Dostałyśmy ich klucze i materac w zielonym pokoju
z portretem psa na ścianie. Pies w pomarańczowym naszyjniku
z kwiatów.

-Is it your dog?
-No, it's just a RANDOM dog. During the Queen's Day last year.

Więc nawet psy noszą się wtedy na pomarańczowo. Podobno wrocławska pomarańczowa alternatywa i krasnale mają coś wspólnego z tutejszym pomarańczowym. Wikipedia?



Było kolorowo, w biegu, w żalu że czas, w radości że czas, w słońcu.

Na pchlim targu są nawet kapcie z Zakopanego. Bo kumpel tego pana ma dziewczynę Polkę. A ten pan dał mi dwie skrzynki z pocztówkami
i wysłał na drugą stronę ulicy, mówiąc, że słońce i milej w słońcu na schodkach przysiąść i oglądać stare pocztówki z ciepłych krajów. Kupiłam 16.

W niedzielę msza w holenderskim kościele w centrum. Piękna, celebrowana jak w święto. Nieśpiesznie, łacińskie śpiewy, chór na chórze. Wyszłam zaczarowana, nie zrozumiawszy ani słowa.


_

2 comments: