Wednesday 5 November 2008

(Pecy en France) Popoludnie w Echmond

_
Pas du photo cette fois.

( Francuska klawiatura, la campagne pres de Paris, Berenice juz spi na poddaszu wielkiego domu, ktory kazdym zakamarkiem pamieta tych, ktorzy odeszli. Obok mam swoj wlasny pokoj o zoltych scianach i lozku jak wielka chmura z pianki. Marze o takim pokoju w Groningen. Kilka metrow przestrzeni dla mnie. Marze o drzwiach ktore mozna zostawic otwarte lub zamknac je, gdy ma sie taki kaprys, by wyjatkowo oddzielic sie od ludzi, ktorych sie w jakis podskorny sposob kocha.
Moj francuski odradza sie z popiolow przy malej Marthe. Moglabym ja zaadoptowac. Wszystkie inne dzieci sa przy niej za malo dzieciece. )

A wspominam pozne popoludnie na plazy w Echmond, zachodnie wybrzeze powyzej Amsterdamu.
Najpiekniejsze obrazki z Holandii. Aparat fotofraficzny na ten krotki czas zaniemowil (!), wiec trzymam kurczowo w pamieci te swiatla, szalejacy wicher, latawce na plazy, gesta morska piane przesuwana przez wiatr po mokrym piasku, zielone wlochate wydmy czesane gwaltownymi podmuchami i latarnie w oddali. Niebo jak z holenderskich landschappen (Agu te z Mauritshuis). I wrazenie, ze Bog jest artystÄ…, niedoscignonym archetypem wszystkiego.
_

No comments:

Post a Comment