
_

_

_
Ameland. Druga z kolei, licząc od wschodu.
Warto było biec rano na autobus, walcząc z mroźnym powietrzem. Potem już było tylko lato.
Tandem bike z Berenice i francuskie piosenki śpiewane po drodze między wioskami. Jechałam z tyłu, mogłam robić zdjęcia. Wystarczyło potulnie zgodzić się na rytm, pedałować, trochę słuchać jak w tańcu.
Plaża tym razem od północy. Morze Północne. Piach, przestrzeń, pustynia. I rowery.
Portugese girls zrobiły sobie sesję jak z HMu, a Berenice kazała się nagrywać, jak turla się w dół po wydmie. Kochana wariatka, poza murami Akademii dziczeje w niewyjaśniony sposób.
Im bardziej poznaję ludzi, których tu spotykam, tym bardziej nie mogę się nadziwić, z jak wielu elementów się składamy i jak dużo czasu trzeba, żeby zrozumieć chociaż kawałek takiej istoty. Wydaje się, że już mam, wiem, znam, a jedno zdanie, nowa sytuacja odkrywa przede mną niezbadane dotąd przestrzenie.
(Wciąż pozostawać ciekawym drugiego człowieka. Opróżnić szufladki i pozamykać. Codziennie otwartym szeroko wychodzić z pytaniem i pozwalać tworzyć nowy obraz.)